Trudno nie zauważyć rosnącej od kilku lat roli laptopów na rynku komputerów do gier. Kiedyś niewiele producentów decydowało się na wypuszczanie tego typu urządzeń, wtedy też bardzo mocno się one wyróżniały, jeśli chodzi o design. Dziś praktycznie co drugiego laptopa można by nazwać „gamingowym” i coraz więcej z nich jest, w większym lub mniejszym stopniu, do tego przeznaczonych. Oto recenzja Legiona 5 Pro od Lenovo.
Przenośne pecety stworzone do gier mają to do siebie, że jeśli chodzi o design, zwykle dzielą się na dwie grupy: lekkie i minimalistyczne, których równie dobrze można by używać do zwyczajnej pracy, i te grube, masywne, wypchane kolorami, światełkami i małymi detalami. Propozycja od Lenovo za to idealnie balansuje między tymi dwoma skrajnościami, bo jest on naprawdę ciężki i duży, ale przy tym zachowuje stonowany styl, który świadczy o tym, że mamy do czynienia ze sprzętem z wysokiej półki. Ogólnie rzecz biorąc, komputer jest naprawdę ładny i solidnie wykonany, matryca o przekątnej 16 cali nie ugina się, kolorowo podświetlana klawiatura jest dobrze wykonana i przyjemna w użyciu, a zawiasy nie mają zbyt wielkiego oporu, dzięki czemu nie ma problemu z otwieraniem i zamykaniem laptopa. Jeśli chodzi o porty, to po bokach znajdziemy tylko jedno gniazdo minijack, jedno wejście USB i dwa wejścia USB-C, reszta została umieszczona z tyłu – znajdują się tam wejście zasilania, dwa porty USB, jedno HDMI, jedno USB-C i gniazdo Ethernet. I choć nie jestem wielkim fanem takiego rozwiązania, to w tym przypadku muszę przyznać, że czasem potrafi być to nawet wygodne. Laptop mierzy 40x33x2,3 cm i waży około 2,5 kg.
Legion 5 Pro (zeszłoroczny model 16iah7h) wyposażony jest w procesor Intel Core I7-12700H, 32 gigabajty pamięci RAM, kartę graficzną NVIDIA GeForce RTX 3070 Ti, dysk SSD o pojemności 1 TB, 16-calowy ekran o rozdzielczości 2560×1600 pikseli i odświeżaniu 165 Hz oraz system operacyjny Windows 11 Home.
Ekran daje radę, wyświetlany obraz jest płynny i całkiem ładny, co zawdzięcza wysokiej rozdzielczości matrycy. Głośniki też są OK, ale tutaj nie ma akurat co się nad nimi rozwodzić. Klawiatura jest też bardzo dobrze zrobiona, projektantom udało się sensownie wcisnąć jak najwięcej różnych funkcji, nie ujmując przy tym wygodzie jej użytkowania. Klawisze wciska się przyjemnie i trudno tutaj na cokolwiek narzekać. Touchpad za to nie jest demonem wygody i precyzji, o tym tylko wspominam, bo grając w gry i nie będąc jednocześnie masochistą, raczej się go nie używa. Bateria nie wytrzymuje zbyt długo przy intensywnym korzystaniu, ale jeśli ktoś chciałby laptopa zabrać do łóżka, żeby na przykład pooglądać Youtube’a, pomijając, że przy takiej wadze nikt by tego raczej nie robił, wystarczy mu jej na kilka godzin.
No to teraz najważniejsze, jak chodzą gry? Na początku napomknę jeszcze, że laptopa testowałem też z monitorem 4K, by sprawdzić, jak poradzi sobie z dodatkowym obciążeniem. Pierwszą grą, którą na nim odpaliłem, był DOOM Eternal (szok i niedowierzanie). Nie ma chyba zaskoczenia, że gra ID Software na najwyższych możliwych ustawieniach graficznych działa bez zarzutu, w stabilnych 120-130 klatkach na sekundę. Na monitorze 4K nie ma zbyt wielkiej różnicy, gra działa w stabilnych 100-110 fps-ach. Następną grą było BeamNG.drive, które jest znane z tego, że potrafi palić komputery. Jak było tutaj? W mniej intensywnych sytuacjach, tzn. po prostu jazda samochodem z okazjonalnymi zderzeniami, gra wyciągała nawet 100 klatek bez monitora i niewiele mniej z nim. Jednak po włączeniu ruchu ulicznego, pogrzebaniu przy sztucznej inteligencji i włączeniu kilku innych opcji, które potężnie obciążają pamięć w komputerze, płynność obrazu w grze schodził do poziomu niższego od piątej generacji konsol. No i w sumie nie ma co się dziwić, taki efekt był przewidywany i to nawet dobrze świadczy o testowanym urządzeniu, że gra nie zaczęła wyglądać jak pokaz slajdów. Kolejną grę, a mianowicie Shadow Warrior 3, odpalałem, będąc praktycznie przekonanym, że będzie chodziła perfekcyjnie, a – ku mojemu zaskoczeniu – Polski DOOM w japońskich klimatach zaliczał regularne ścinki, nawet mimo działania w 100 klatkach. Wydaje mi się jednak, że to problem z optymalizacją, a nie z laptopem. Odpaliłem jeszcze Far Cry’a 5, tu już bez monitora, który działał w stabilnych 90 fps-ach na najwyższych ustawieniach graficznych.
Cena, czego można było się spodziewać, jest dość wysoka. Budżet, jaki musimy przeznaczyć na ten konkretny model, waha się w okolicach 12 tysięcy złotych. Nie oszukujmy się, to naprawdę duża kwota. Z drugiej strony jednak w pełni zrozumiała, patrząc na to, co laptop oferuje.
Legion 5 Pro to naprawdę solidny sprzęt. Genialnie zaprojektowany i jeszcze lepiej wykonany. Testowanie go było czystą przyjemnością i zdecydowanie go polecam, nawet mimo ceny, która potrafi odrzucać, ale pamiętajmy, że zawsze można wybrać inną, tańszą, konfigurację.