Tarcza Pstryk kontra rządowe mrożenie – kto uratuje Twój portfel przed zimowymi rachunkami za prąd?

Cześć, tu znowu ja, wasz przewodnik po świecie gadżetów i trików, które sprawiają, że codzienne życie staje się trochę mniej… szokująco drogie. Pamiętacie, jak rok temu wszyscy panikowali co będzie na widok pierwszych rachunków za prąd po „odmrożeniu”? Ja już wtedy myślałem o jakimś planie B i finalnie wybrałem taryfę dynamiczną Pstryk i… no cóż, to była jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem.

Koniec roku i wtedy zbliża się ten moment, kiedy rządowe mrożenie cen kończy się jak dobry serial na Netfliksie – absokuptnie i bez happy endu. Tymczasem Pstryk właśnie wyciąga asa z rękawa: swoją tarczę mrożącą maksymalne ceny do końca lutego 2026. Brzmi jak plan B, który jest tak dobry, że aż szkoda go nie sprawdzić. Zobaczcie jak to wygląda w praktyce i dlaczego – serio – zawsze możecie wrócić do starej, nudnej taryfy, jeśli dynamiczna okaże się zbyt szalona.

Zacznijmy od podstaw, bo prąd to nie „kosmos”, choć rachunki czasem tak wyglądają. Rządowe mrożenie cen, które działa od paru lat, trzyma stawkę na poziomie 500 zł za MWh netto – to jakieś 50 groszy za kWh bez kosztów dystrubucji itp. Dzięki temu gospodarstwa domowe płacą maksymalnie 62 grosze brutto, a resztę dopłaca budżet z naszych podatków. Super, nie? Ale uwaga: to mrożenie kończy się końcem roku. Co dalej? W najgorszym scenariuszu rachunki skoczą w górę o 20-30%, w zależności od notowań na giełdzie energii. Brzmi jak horror? Spokojnie, bo tu wchodzi Pstryk z kontratakiem.

Moja przygoda z Pstryk zaczęła się w marcu, kiedy ceny dynamiczne spadły nawet poniżej zera – serio, minus 12 gorszy/kWh w południe razem z dystrybucją, bo słońce świeciło, a wiatraki kręciły się jak szalone. To taryfa, gdzie cena zmienia się co godzinę, bazując na Towarowej Giełdzie Energii. W appce Pstryk widzisz prognozę na dziś i jutro, zużycie w czasie rzeczywistym i nawet ślad węglowy – jakbyś miał własny kokpit NASA w kieszeni.

A teraz bomba: Pstryk uruchomił swoją „Tarczę Pstryk”, która mrozi maksymalne ceny do końca lutego 2026 – czyli dłużej dłużej niż rząd! Gwarantują średnią miesięczną cenę maksymalną na poziomie 0,62 zł/kWh brutto (w tym koszt energii i obsługi Pstryk), bez ukrytych haczyków. Jak to działa? Jeśli rynek oszaleje i ceny skoczą w górę, Pstryk przejmuje nadwyżkę – Ty płacisz stałą stawkę. To nie jest pełna dynamika, tylko hybryda: korzystasz z tanich godzin, ale z poduszką bezpieczeństwa.

No dobra, ale co z bezpieczeństwem? Bo dynamiczna taryfa brzmi super, ale co jeśli zapomnę o appce i włączę piekarnik w szczycie? Tu Pstryk wygrywa z tradycyjnymi taryfami na punkty. Tradycyjne (G11 czy G12) to stabilność – płacisz stałą stawkę, bez myślenia, ale średnio 0,70-0,80 zł/kWh, a po 1 stycznia nie ma żadnych gwarancji na mroźną zimę. Pstryk? Lepszy dla tych, co planują: appka z powiadomieniami, integracja ze smart ładowarkami i magazynami energii i ta tarcza jako sieć ratunkowa.

I najważniejsze: elastyczność. Z Pstryk możesz w każdej chwili wrócić do zwykłej taryfy – bez kar, bez bólu głowy. Podpisujesz umowę, testujesz, a jak wyjdzie drożej to zawsze możesz zmienić na PGE czy innego dostawcę z miesięcznym terminem wypowiedzenia?

Po pół roku z Pstryk, uważam, że to nie tylko taryfa – to rewolucja w portfelu i w myśleniu o prądzie. Po pierwsze: tańsza, bo rynek lubi zaskakiwać w dół, a im więcej OZE tym więcej tego w dół. Po drugie: bezpieczna, z tarczą do lutego, kiedy mróz naprawdę gryzie. Po trzecie: smart, z appką, która uczy Cię oszczędzania jak gra wideo. Po czwarte: prosta do zmiany, jeśli życie rzuci kłodę. To energia w wydaniu Techlove, czyli taka, którą można pokochać – zanim rachunek Cię znienawidzi.

Artykuł w ramach płatnej współpracy z Pstryk.pl. Z kodem promocyjnym TECHLOVE50 nowi klienci tej usługi dostają 50 zł na start.

Podziel się