Lofree Flow Lite 100 – dobry model startowy, ale ma parę bolączek

W większości przypadków piszę na klawiaturze laptopa, rzadko używam do tego tabletu z dodatkową klawiaturą. Mechanicznie klawiatury to nic nowego (w moim przypadku), ale rzadko po nie sięgam. Niedawno zacząłem używać Lofree Flow Lite i to dobry moment na podzielenie się moją opinią o niej.

Producent wprowadził do sprzedaży model Lite jako tańszą alternatywę. Nie odbiega od niej pod względem komfortu pracy, modyfikacji i użyteczności. Widać parę braków, ale większości z was powinna przypaść do gustu, jeśli nie chcecie wydawać zbyt wiele.

Co zagrało?

Flow Lite nie wyróżnia się niczym szczególnym, jeśli chodzi o wygląd. To dobrze, widać tutaj minimalizm i to może zwieść użytkownika przy pierwszym spotkaniu. Dostępne są dwa modele, 84 – przyciskowy zjedna sobie osoby ceniące mniejsze konstrukcje, a 100 (mój) te, które potrzebują bloku numerycznego. Warto dodać, że druga ma pojemniejszą baterię i jest nieznacznie droższa.

Flow Lite 100 wygląda świetnie i jest dobrze zbudowana, pomimo wszechobecnego tworzywa sztucznego. Obudowa mojego egzemplarza jest szara, a przyciski białe. Miedziane pokrętło odpowiedzialne za regulację głośności świetnie dopełnia całość. Klawiatura jest niezwykle lekka, więc można ją spokojnie umieścić w plecaku.

Nóżki na spodzie i „stojaki” są dobrze wykonane, pierwsze wykonano z gumy, a reszta to dalej plastik. Gumowe nóżki nie zarysują powierzchni biurka w trakcie używania. Dzięki temu Flow Lite 100 jako całość nie wygląda tanio. Przyciski są miłe w dotyku i na tyle przezroczyste, że widać przez nie podświetlenie (w jednym kolorze).

Podstawowe switche (Kalih) zapewniają komfortowe pisanie przez większość czasu. Rzadko robiłem błędy, nie należą też do najgłośniejszych. To może być ważne, jeśli piszecie wieczorami, gdy reszta domowników śpi.

Wyświetlacze i pokrętła to bez wątpienia nowości w klawiaturach, a producenci zdążyli je pokochać. Flow Lite ma pokrętło, pozwalające na regulację głośności lub wyciszenie urządzenia, z którym połączono klawiaturę. Pokrętło działa bardzo dobrze i współpracuje nawet z iPadem (używałem klawiatury z Air M2). Nie ma tego w podstawowym modelu Flow, tak samo jak brakuje w nim nadajnika i możliwości mapowania przycisków.

Lofree Key Mapper jest wymagany, jeśli zamierzacie eksperymentować ze zmianą przycisków. Aplikacja jest dostępna wyłącznie na Windows, nie ma wersji dla macOS. Oprogramowanie wygląda na mocno podstawowe, ale łatwo wszystko ustawić. Program nie jest potrzebny, bo większość można skonfigurować bezpośrednio klawiaturą.

Flow Lite 100 korzysta z Bluetooth i nadajnika 2.4GHz. W zestawie jest też kabel, można go użyć do przewodowego połączenia i ładowania baterii. Obok pokrętła jest dioda informująca o stanie naładowania. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wymienić switche, co sprawia, że można poeksperymentować.

Co nie zagrało?

Klawiatur używam od czasu do czasu, ale zawsze warto sprawdzić, jak są wykonane. Trzeba wziąć pod uwagę, że to „budżetowy” model i cięcia kosztów będą widoczne. Jednym z nich jest wyginanie się klawiatury, jeśli zamierzamy to sprawdzić. Teoretycznie pokazuje to niską jakość wykonania, ale w praktyce nie oddziałuje negatywnie, bo Flow Lite jest cały czas na biurku.

Jeden kolor podświetlenia może nie wystarczyć, jeśli jesteście fanami wszędobylskiego RGB. Mnie trochę denerwował fakt, że musiałem używać paru przycisków do zmiany intensywności oświetlenia. Wiadomo, że nie robiłem tego cały czas, ale jeden dedykowany przycisk byłby wystarczający.

Podsumowanie

Lofree Flow Lite może okazać się świetnym startem dla osób szukających minimalistycznej klawiatury mechanicznej. Widać cięcia kosztów, a to może rzutować na ewentualny zakup.

Mnie służy głównie do pisania na iPadzie. Niby mam zamiennik Magic Keyboard, ale rzadko go używam.

Flow Lite zaskoczyła mnie świetnym komfortem pisania, długim czasie pracy i wykonaniem (poza wspomnianym wyginaniem). Podejrzewam, że używałbym jej częściej, nawet z MacBookiem, ale nie ma takiej potrzeby.